Takiej eksplozji radości, jak po golu Jarosława Niezgody w piątej minucie doliczonego czasu, nie było w stolicy dawno. Bramka na 2:1 zapewniła Legii 25. w historii występ w finale Pucharu Polski. Zespół ze stolicy uniknął dogrywki – w niedzielę czeka go ligowy mecz z Wisłą w Krakowie. Ale wcześniej nie było tak kolorowo.
Dwóch stałych fragmentów, czyli najgroźniejszej broni, potrzebował Górnik , by zdobyć bramkę w Warszawie i przez chwilę być finalistą PP. W 56. min Rafał Kurzawa posłał piłkę w pole bramkowe gospodarzy, a Adam Hlousek strzelił samobója. Radość gości trwała dziesięć minut – po zagraniu ręką poza polem karnym bramkarz gości Tomasz Loska dostał czerwoną kartkę. Rzut wolny zamienił na gola wracający do składu Legii jej "syn marnotrawny" Michał Kucharczyk. A potem trafił Niezgoda i Legia jest w finale.
Trener jak dyrygent
Po golu na 1:1 prezes Dariusz Mioduski mocno odetchnął. Bo ponad godzinę Legia grała, jakby u nowego trenera obowiązywały te same reguły, co u starego. Mistrzowie Polski, żeby awansować do finału, nie musieli szaleńczo atakować i dążyć do zdobycia bramki, bo w Zabrzu było 1:1, ale w stolicy w pierwszych 45 minutach nie oddali celnego strzału. Najgroźniejszą sytuację mieli po indywidualnej akcji Marko Vesovicia, który z 14 m kopnął piłkę nad bramką. Załapał się za głowę on, złapał Dean Klafurić, który debiutował w roli pierwszego trenera Legii.
Miał do dyspozycji tylko rozruch po porażce Zagłębiem, trening w poniedziałek i lekkie zajęcia poprzedzające starcie z Górnikiem. Niewiele, żeby nie napisać nic, by wprowadzić cokolwiek nowego do gry drużyny, którą wcześniej współtworzył ze zwolnionym Jozakiem jako jego asystent.
Legia wróciła do ustawienia 4-2-3-1, w podstawowym składzie znalazł się Kucharczyk, ale efektów w postaci lepszej gry długo nie było. Najbardziej rzucało się w oczy, w porównaniu do Jozaka, zachowanie szkoleniowca przy linii bocznej. Przypominał dyrygenta – chciał grać razem z orkiestrą, czyli swoją drużyną. Dużo biegał wzdłuż linii ograniczającej pole poruszania się, klaskał, machał dłońmi, wykonywał dziesiątki różnych gestów – żył meczem z zespołem.
Kazał zawodnikom więcej grać skrzydłami, ale po żadnym podaniu Hlouska i Vesovicia z lewej strony albo Kucharczyka z prawej nie było zagrożenia w polu karnym gości. Lepiej wyglądało to po przerwie – w pierwszych kilku minutach Loska musiał łapać piłkę częściej niż niż przed zmianą stron. Celnego strzału nie było do 67. min i uderzenia Kucharczyka z wolnego.
Przyczajony Górnik
Drużyna trenera Marcina Brosza, jak dobry bokser, schowała się za podwójną gardą i czekała na kontry albo stałe fragmenty. Tym razem gospodarze odrobili zadanie domowe i starali się wytrącić najbardziej niebezpieczną broń rywala. Nie faulowali blisko swojego pola karnego, a kiedy już to zrobili w 18. min Kurzawa zagrał idealnie do Pawła Bochniewicza, który minimalnie spudłował. Po przerwie pierwszy stały fragment wykonywany przez Kurzawę zakończył się golem.
Dziesięć minut później Loska wyleciał z boiska, przerwa była długa, ale nie wytrąciła gospodarzy z równowagi. Ich przewaga urosła, ale długo brakowało zimnej krwi i skuteczności. Próbowali wszystkiego – dośrodkowań w pole karne, strzałów zza pola karnego, ale ofiarni goście nie pozwolili się zaskoczyć. Zwycięskiego gola chciał strzelić każdy. A trafił najskuteczniejszy zawodnik zespołu w sezonie Jarosław Niezgoda.
LEGIA WARSZAWA - GÓRNIK ZABRZE 2:1
Bramki: Kucharczyk 68, Niezgoda 90+8 - Hlousek 56 (sam.)
TRENERZY PO MECZU
Dean Klafurić (trener Legii): Odnieśliśmy zasłużone zwycięstwo. Walcząc do końca, pokazaliśmy charakter. Moim zawodnikom należą się gratulacje. Widać, że drużyna jest w pełni skoncentrowana. Mieliśmy bardzo mało czasu, za nami kilka trudnych dni. Najpierw musieliśmy zregenrować całą drużynę, pracowaliśmy nad samopoczuciem piłkarzy, ale też nad techniką i taktyką. Teraz naszym planem jest wygrać wszystko do końca sezonu, w lidze i finale Pucharu Polski.
Oczywiście liczę, że wpłynę na zespół. Aleksandar Vuković, który jest moją prawą ręką, na pewno mi pomoże.
Jeśli chodzi o Michała Kucharczyka, to jest wspaniałym graczem. Mamy jednak 25 zawodników. Wszyscy są bardzo ważni.
Krzysztof Mączyński dziś nie grał z powodu kontuzji, ale liczymy, że będzie w stanie wystąpić w niedzielę.
Marcin Brosz (trener Górnika): Walczyliśmy od pierwszej do 98. minuty. Szkoda, że się nie udało. Na pewno występ w finale byłby dla moich zawodników czymś bardzo pozytywnym. Musimy więcej trenować, jeszcze więcej ćwiczyć.
W kolejnych meczach gramy jak zawsze o zwycięstwo. Nie chcę komentować decyzji sędziego dotyczącej kartki dla Loski.
Nenhum comentário:
Postar um comentário