Sensacja na początek walki w grupie mistrzowskiej! Korona Kielce, grając mocno rezerwowym składem, po raz pierwszy w historii ograła Lecha Poznań na jego stadionie. Wygrała 1-0, a „Kolejorza” zmarnował jeszcze rzut karny.
Nikt chyba przed tym spotkaniem na Koronę nie stawiał. No bo co wskazywało na to, że kielczanie mogą w Poznaniu powalczyć choć o remis, o zwycięstwie nie wspominając? Może jedynie to, że w tym i poprzednim sezonie w każdym z trzech spotkań przy Bułgarskiej nie byli od Lecha zespołem gorszym. Tyle że... każde z tych spotkań przegrali. Za Lechem przemawiało niemal wszystko: stadion-twierdza, niezdobyty przez ponad rok, pozycja lidera, świetna seria czterech zwycięstw z rzędu. I to, że z Koroną w Poznaniu Lech jeszcze nigdy nie przegrał.
Na dodatek goście zagrali w mocno eksperymentalnym składzie, bo trener Gino Lettieri nie zabrał do Poznania kilku ponoć chorych i lekko kontuzjowanych graczy. Tych, których jednak zabrał i wystawił, zdołał odpowiednio zmotywować, bo kielczanie wcale nie grali tak, jakby w głowach mieli już tylko rewanżowy mecz Pucharu Polski w Gdyni.
Korona zagrała przeciwko Lechowi bardzo mądrze taktycznie, a do tego agresywnie. W pierwszym kwadransie to goście mieli jedyną okazję strzelecką (niecelnie głową uderzył Adnan Kovaczević). Lech nie miał pomysłu, jak przedrzeć się przez kieleckie zasieki, niewidoczny był Darko Jevtić, a jedynemu aktywnemu w formacji ofensywnej Kamilowi Jóźwiakowi brakowało wsparcia. To jednak Lech, przy całej swojej mizernej postawie, dostał wymarzona okazję na gola.
W 32. minucie piłkę z rzutu wolnego dośrodkował Jevtić, Nikola Vujadinović wygrał walkę o pozycję z Pape Diawem, a później został przez Senegalczyka sfaulowany. Rzut karny chciał wykonać Christian Gytkjaer, który półtora miesiąca temu przegrał pojedynek ze Zlatanem Alomeroviciem. Piłkę zabrał mu jednak Jevtić, który uderzył w swoją prawą stronę, a tam pofrunął też bramkarz gości. Tym samym obronił już trzecią "jedenastkę" tej wiosny, bo oprócz skalpu Gytkjaera i Jevticia ma też skalp Carlitosa.
Mało tego - nie minęły trzy minuty, a Korona sensacyjnie prowadziła przy Bułgarskiej! Z dystansu piłkę uderzył Sanel Kapidzić, futbolówka otarła się jeszcze o Łukasza Trałkę i po słupku wpadła do bramki. Matusz Putnocky nie miał szans na skuteczną interwencję. A przecież pod koniec lutego w Kielcach zwycięski gol dla Korony też padł po odbiciu się od gracza Lecha, wówczas od Roberta Gumnego.
Lech chciał atakować, ale jedyne sytuacje stwarzał po stałych fragmentach. W końcówce pierwszej polowy bliski wyrównania był Łukasza Trałka, ale główkował w sam środek, a tam stał Alomerović.
W przerwie Bjelica dokonał zaskakującej zmiany. Na boisko wszedł Ołeksij Chobłenko, co akurat dziwne nie jest, bo Lech musiał atakować, ale w miejsce najbardziej aktywnego przed przerwą Kamila Jóźwiaka. Został za to Jevtić, któremu poza dośrodkowaniem przy rzucie karnym nic innego nie wyszło. Gra poznaniaków się jednak nie zmieniła, za to kielczanie zmienili system - zagęścili środek obrony, a jednocześnie bardzo wysoko atakowali pressingiem Lecha na skrzydłach. Chaotyczni poznaniacy tracili piłki nawet przy wybiciach stoperów, a po jednym z nich (w 51. minucie) Kapidzić znakomicie zakręcił Vujadinoviciem, a później uderzył po ziemi w kierunku bramki. Putnocky nie dał się jednak zaskoczyć.
Minuty mijały, Korona znakomicie się broniła, Lech sprawiał wrażenie coraz bardziej bezradnego. Wejście na boisko Akosa Kecskesa oznaczało, że kielczanie zrobią wszystko, by jeszcze bardziej zagęścić strefę przed swoim polem karnym. W 69. minucie, po błędzie na boku boiska Pape Diawa, rezerwowy Tymoteusz Klupś wrzucił piłkę w pole karne, a pozostawiony zupełnie bez opieki Chobłenko spudłował z pięciu metrów. Lech, zamiast zyskać jakiś impuls, pogrążył się jeszcze bardziej.
Przez kilka minut poznaniacy znów byli bezradni, aż wreszcie po kolejnym dośrodkowaniu Jevticia z wolnego świetnie główkował Trałka. Znów doskonale spisał się jednak Alomerović. Lech postawił wszystko na jedną kartę - Bjelica przesunął do ataku Vujadinovicia, który miał nawet dwie sytuacje bramkowe. Trzeba też jednak oddać Koronie to, że sama mogła skończyć to spotkanie drugim golem. Dwie wymarzone sytuacja zmarnował Elia Soriano, ale nie miało to większego znaczenia. Korona po raz pierwszy w historii pokonała Lecha na jego stadionie, co oznacza, że walka o mistrzostwo Polski będzie jeszcze ciekawsza.
Andrzej Grupa, Poznań
Bramka - 0-1 Kapidzić (35.).
Lech: Putnocky - Gumny ŻK (66. Klupś ŻK), Dilaver, Vujadinović, Kostewycz (76. Tomasik) - Jevtić ŻK, Trałka, Gajos, Majewski, Jóźwiak (46. Chobłenko) - Gytkjaer.
Korona: Alomerović ŻK - Rymaniak, Dejmek ŻK, Diaw ŻK, Kallaste (62. Gardawski) - Kosakiewicz ŻK, Kovaczević (66. Kecskes), Możdżeń, Janjić, Aankour - Kapidzić (76. Serano).
Widzów: 20054.
Nenhum comentário:
Postar um comentário